Pamiętam, że kiedy „Fortepian” wchodził do kin, mieszkałam akurat w Niemczech, pracując jako au-pair oraz chłonąc niemiecki przez osmozę i wytrwałe kucie [efekty tej nauki były zdumiewające, nigdy później nie udało mi się nauczyć żadnego języka w tak szybkim tempie i tak dobrze - co świadczy o tym, że pewne rzeczy lepiej jest robić za młodu, wbrew tytułowi tej notki]. Zastanawiałam się wtedy, czy mój niemiecki jest już wystarczająco dobry, żebym mogła wydać ciężko zarobione pieniądze na bilet do kina i coś z tego wynieść, i w końcu nie poszłam. Taką samą wewnętrzną walkę toczyłam przy okazji filmu „While You Were Sleeping” (pl. „Ja cię kocham, a ty śpisz”), z tym samym rezultatem [żeby to zrozumieć, trzeba pamiętać, jaki był wtedy przelicznik niemieckiej marki do złotego i jej siła nabywcza w Polsce].
Oba filmy obejrzałam kilka lat później - pierwszy w telewizji, drugi na video. Oba mam teraz na DVD, a muzykę z „Fortepianu” na płycie CD. „Ja cię kocham, a ty śpisz” oglądam czasami w okolicy Bożego Narodzenia na poprawę humoru, podobnie jak inni ludzie oglądają „Szklaną Pułapkę” albo (o zgrozo!!) „Kevin sam w domu”. [Chciałam nieśmiało zasugerować decydentom wybierającym program telewizyjny, że filmów pasujących na święta nakręcono całkiem sporo, że wymienię tutaj tylko np. „Love Actually” czy „Holiday”, a dla młodszej widowni „Grinch” czy „The Polar Express” - chociaż z tym ostatnim filmem byłabym ostrożna, bo animacja jakoś się nie do końca udała i niektóre postaci sprawiały demoniczne wrażenie - w recenzjach padało słowo „creepy”], ale „Fortepian” to co innego. To nie jest film, który mogę oglądać, jednocześnie prasując, gotując i robiąc manikiur. Wiele scen oglądam po kilka razy. W trakcie projekcji zużywam pół pudełka chusteczek, a potem długo w nocy słucham jeszcze muzyki Michaela Nymana. A im starsza się, robię, tym lepiej (inaczej?) ten film rozumiem. I chociaż normalnie na kino tzw. „artystyczne” reaguję alergiczną wysypką i na zmianę ziewaniem oraz zirytowanym „co za idiota dał na to pieniądze i czy naprawdę nie można ich było lepiej spożytkować!?” [zob. np. - częściowa zbieżność tytułu przypadkowa - „Piano Bar” Leloucha - a fe!!), to w tym wypadku jest inaczej. To piękny film. Piękny dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz