Wiewiórka Liza
poniedziałek, 26 grudnia 2011
I znowu te święta...
Święta mnie przerażają. Na serio. I nie jestem jedyna, wystarczy popatrzeć w Internecie. Wystarczy, że pomyślę o tym całym gotowaniu, marnotrawstwie (bo nawet podczas zwykłych weekendowych zakupów zdarza się kupić za dużo, a co dopiero w święta), a dostaję niestrawności... W tym roku udało mi się ominąć stres metodą faktów dokonanych, całkiem nieświadomie zresztą, ale muszę zapamiętać patent na lata następne. Otóż: na dzień przed Wigilią wybrałam się w krótką podróż, która zgodnie z prawem Murphy'ego zwykle niespodziewanie się przeciąga, co stało się i w tym przypadku. Do supermarketu dotarłam na pół godziny po zamknięciu, tzn. o 16:30. Według Internetu wszystkie sklepy w naszym mieście zamykały o tej samej godzinie. Zapewne ustalenia związkowe, tutaj nie ma miejsca na wolną konkurencję, bo każdy chce iść do domu świętować. Zaglądam do lodówki i spiżarni: marne resztki, ale na jeden porządny posiłek powinno starczyć. Biorę się za odkurzanie (bo mieszkanie oczywiście niesprzątnięte - jakaś niemoc przedświąteczna mnie wcześniej ogarnęła), podczas gdy Mój Nadroższy obdzwania znajomych z anegdotą o zamkniętych sklepach i pustym stole. Oczywiście już wkrótce otrzymujemy zaproszenie na Wigilię i to od zawodowej kucharki. Ha! Po północy oddalamy się po przyjemnie spędzonym wieczorze – syci, napojeni, zaopatrzeni w plastikowe pojemniczki z apetyczną zawartością, z przyjemną świadomością, że to nie my będziemy musieli sprzątać ze stołu i zmywać naczynia. Czyli Święta mogą być przyjemne, to tylko kwestia odpowiedniej organizacji...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz