P.S. Zdaje się, że nie stosuję tego słowa w 100% poprawnie i Zaprzyjaźniony Prześmiewca się przyczepi ;-).
OK, zatem naszła mnie pewna głęboka refleksja (chociaż brzmi to znacznie mniej poważnie).Szłam sobie właśnie półprzytomnie korytarzem w drodze do stołówki, po wrzątek do zalania herbaty owocowej. [I tak, owszem, mogę sobie tę herbatę zalać bliżej, np. w pokoju obok, ale fajnie jest czasami wyjść z biura i trochę wyprostować nogi. A półprzytomnie szłam, bo od powrotu z całomiesięcznego sierpniowego urlopu mam kłopoty z rytmem dobowym. Amerykańscy psychologowie posadzili swego czasu w głębokiej jaskini kilku nieszczęśników i obserwowali ich rytmy dobowe. Bez światła dziennego i zegarków ich doba biologiczna trwała o godzinę dłużej. Podczas urlopu wychodziłam wprawdzie czasami na światło dzienne... Ale i tak godzina chodzenia spać przesuwała mi się coraz bardziej, tak że pod koniec przypadała około czwartej-piątej nad ranem...]
Mój wzrok automatycznie rejestruje słowo pisane więc zawiesił się na „głębokich” cytatach zawieszonych wzdłuż korytarza obok zdjęć z bieguna południowego (Czy ktoś ma pojęcie ile kosztuje wycieczka na biegun?! Bo ja mam, dostałam kiedyś folder reklamowy. Dużo. Bardzo dużo.). Tok myśli autorki cytatów brzmiał mniej więcej tak: „Dlaczego nowocześni ludzie uskarżają się na brak czasu? Żeby mieć więcej czasu, trzeba WEJŚĆ w czas. Uczę tego w swoich książkach i na swoich wykładach. To wspaniałe uczucie, kiedy jesteś w stanie w ciągu jednego dnia dokonać więcej niż inni w ciągu całego życia.”
No cóż, jestem pewna, że za tymi słowami kryje się głębokie przesłanie w stylu zen, New Age, Elizabeth Gilbert (jedz włoskie żarcie, módl się w Indiach i kochaj Brazylijczyka - nie dla każdego osiągalne), ale moje cyniczne „ja” zawyło radośnie, bo jak zwykle dopatrzyło się kolejnej głupoty.
Doba ma 24 godziny (względnie 25 godzin jeżeli siedzisz od trzech tygodni w jaskini pozbawionej światła dziennego, ale to nie oznacza, że poza jaskinią czas zaczął biec wolniej), a 100 EUR to 100 EUR. Choćbyś nie wiem, jak się gimnastykował, doba się nie rozciągnie i nie zmieścisz w niej wszystkiego, co ci do głupiego łba przyjdzie. Tak samo za 100 EUR może i kupisz sporo rzeczy, ale nie wszystko, czego zapragnie twoja chciwa natura, bo jak wiadomo - ludzka chciwość nie zna granic. W tym momencie warto odwołać się do logicznego myślenia. Baron Münchausen może i wyciągnął się za własne włosy z bagna, ale śmiem o tym powątpiewać. Nie ma sensu wpychać coraz więcej zadań do dnia, który i tak pęka w szwach. Nie ma sensu pragnąć więcej rzeczy, niż ma się czas skonsumować. To nie od tej strony rozwiązuje się problem. To nie doba jest za krótka, tylko my za dużo chcemy robić. Lepiej się ograniczać (wiem, że to słowo brzmi nieprzyjemnie, ale ze względu na ogólnoświatowy kryzys gospodarczy wróżę mu zawrotną karierę w najbliższych latach). Tylko najważniejsze sprawy i najpotrzebniejsze rzeczy. Skreślać, skreślać i jeszcze raz skreślać. I nie wierzyć oszołomom, którzy obiecują mannę z nieba i wykonanie planu pięcioletniego w jeden rok (nie udawało się to w gospodarce planowej, więc dlaczego miałoby się udać teraz?).
Epifania to tyle co objawienie, zdaje się więc, że używasz tego słowa poprawnie.
OdpowiedzUsuńByłbym ostrożny na Twoim miejscu: strasznie osobisty ten blog się robi, nie każdemu bym go udostępniał.
Na koniec świeczka, którą miałem zapalić z okazji śmierci naturalnej tego bloga. Niech służy jako przestroga :)
[`]